Kilka słów o młynie

Ile znacie miejsc, do których na urlop można dopłynąć kajakiem? Bo do nas można.

Jest tak: parkuje się przy dolnym tarasie, gdzie wisi huśtawka i czeka już drewniany stół, przy którym pewnie spędzicie niejeden wieczór. A potem hop na górę do naszego starego domu, który, tak się składa, był kiedyś młynem. I trochę nadal jest, bo starannie odnowiliśmy i zachowaliśmy wszystkie zastane urządzenia młyńskie.

Kuchnia była maszynownią, na piętrze zachowała się oryginalna podłoga i wcale nie tak wiele się zmieniło oprócz tego, że to miejsce przystosowaliśmy do życia. A łatwo nie było. Gdy szliśmy już z remontem jak burza, przyszła powódź, jakiej od stu lat tu nie widzieli.

A potem druga i trzecia. To, co wyremontowaliśmy, zalała woda. Dziś w kuchni w Młynie mamy stalowe, nierdzewne blaty i gniazdka pod sufitem. I nie zamienilibyśmy tego miejsca na żadne inne. Nie mówimy, że trzeba koniecznie kajakiem – równie dobrze możecie przyjechać samochodem.

Młyn to nagroda dla uważnych: od strony drogi wydaje się niepozornym starym domem z drewna. I tylko nieliczni będą wiedzieć, co czeka po drugiej stronie. Że z tarasu rozciąga się widok na rzekę i sitowie, który za każdym razem zdumiewa nas i naszych Gości. Że można tutaj spotkać żółwia albo zaprzyjaźnioną kaczuchę. Że zapomina się o całym świecie, ryzyko nieplanowanej drzemki w hamaku wynosi 90%, bo do snu kołysze szum przepływającej w dole Zwoleńki, a kawa na tarasie smakuje jakoś o niebo lepiej niż w modnej knajpie w centrum miasta. No bo ile razy mieliście okazję wypoczywać w prawdziwym młynie?

Pakujcie się i przyjeżdżajcie do nas po ciszę, spokój i trochę codziennej magii. I może jeszcze po to, żeby popatrzeć na żółwie.